O tym, jak wyglądała działalność tzw. grupy berneńskiej, mówił w ubiegłym tygodniu w Muzeum Pamięci Shoah w Paryżu ambasador RP w Bernie  Jakub Kumoch. Podczas wystąpienia w międzynarodowym kolokwium naukowym  "Szwajcaria wobec ludobójstwa", przedstawiał on dokumenty o polskich  dyplomatach w Szwajcarii, którzy w czasie wojny ocalili tysiące Żydów,  dostarczając im fałszywe paszporty państw Ameryki Łacińskiej, głównie  Paragwaju. - Wszystkie przesłuchiwane przez szwajcarską policję w 1943  roku osoby, w tym żydowscy działacze, wskazały, że to Poselstwo RP jest  sprawcą i głównym centrum operacji paszportowej – powiedział Jakub Kumoch.
W rozmowie z PAP wyjaśniał, że sposobem na ocalenie było posiadanie  paszportu obcego kraju. - Na samym początku wojny polscy dyplomaci  wpadli na pomysł, że wystarczy kupić nielegalnie od konsula honorowego  Paragwaju paszporty in blanco, zapłacić mu łapówkę, wypełnić te  paszporty na nazwiska Żydów, a konsul je podstempluje i w ten sposób  stworzy się fałszywych Paragwajczyków - wyjaśniał ambasador Kumoch.
Paszporty  latynoskie, głównie dokumenty Paragwaju, Salwadoru, Hondurasu, Boliwii,  Peru i Haiti, chroniły swoich posiadaczy w gettach okupowanej Polski  przed wywózką do niemieckich obozów zagłady. Ich właścicieli kierowano  do obozów dla internowanych, gdzie pewna część z nich doczekała końca  wojny.
Ocenia się, że konsulowie państw latynoamerykańskich wydali  kilka tysięcy takich dokumentów, wiele z nich dla całych rodzin. Kumoch  zwraca uwagę, że działania te nie mogły być masowe, ponieważ natychmiast  by się wydały.
Jak ratowano Żydów?
- Pracownik polskiego konsulatu w Bernie Juliusz Kuehl, który sam był  Żydem, chodził do konsula honorowego Paragwaju, wręczał mu  prawdopodobnie łapówki, brał paszporty in blanco, które następnie  zanosił do polskiego konsulatu. Z kolei konsul Konstanty Rokicki  starannie je wypełniał nazwiskami, które otrzymywał od organizacji  żydowskich – relacjonował Kumoch. I dodał przy tym, że całe listy z  nazwiskami zostały odnalezione przez ambasadę RP w Bernie. - Znaleźliśmy  listy ze zdjęciami przemycane z getta, danymi paszportowymi,  znaleźliśmy ślady produkcji takiego paszportu, to znaczy korespondencję  między konsulatem a organizacją żydowską – mówił Jakub Kumoch. 
Następnie wypełnione paszporty wracały do konsula honorowego  Paragwaju w Szwajcarii, który je podstemplowywał, wydawał potwierdzone  notarialnie kopie, po czym organizacje żydowskie je brały i przemycały  do gett. - Gdy ktoś pokazywał coś takiego na Gestapo, mówił, że nie  podlega żadnym wywózkom. I rzeczywiście takie osoby najpierw kierowano  na Pawiak, a stamtąd do obozu dla internowanych, najczęściej we Francji -  wskazuje polski dyplomata.
„Czarny rynek paszportów”
Jak szacuje ambasada, takich paszportów wyprodukowano od kilkuset do  kilku tysięcy, ale uratowanych było dużo więcej, ponieważ - jak mówi  Kumoch - "na każdym paszporcie było po kilka osób, np. ktoś z rodziną i  dziećmi". - W pewnym momencie oceniono, że tych paszportów zebrano ok. 4  tysięcy, ale nie jestem w stanie tej liczby potwierdzić. Na pewno  mówimy o bardzo dużej liczbie paszportów, jak to powiedział Abraham  Silberschein - o czarnym rynku paszportów - dodał.
Ambasador Kumoch potwierdził przypuszczenia, że prawie wszyscy  konsulowie honorowi państw latynoskich fałszowali paszporty dla zysku  biorąc za to niemałe sumy. Według polskich dokumentów, jedynie Polacy  oraz konsul Salwadoru, podjęli się nielegalnej i niebezpiecznej  działalności z pobudek czysto humanitarnych.
Humanitarne działanie
Działania "grupy berneńskiej" finansowane było albo przez skarb  państwa, albo przez organizacje żydowskie jak Światowy Kongres Żydów. - Z  naszych dokumentów jasno wynika, że Polacy nie mieli z tego korzyści  materialnych. Te same pieniądze, które otrzymywali na przekupywanie  (dyplomatów), były wpłacane konsulom. Nie ma tu żadnych zarzutów pod ich  adresem. Zresztą w 1945 roku otrzymali za tę działalność podziękowania  od organizacji żydowskich - podkreśla Jakub Kumoch
Dyplomata zwraca uwagę, że grupą kierował sam ambasador Ładoś, który  wraz ze swoim zastępcą Ryniewiczem - jak wynika z dokumentów  szwajcarskich - "w przypadku jakiejkolwiek wpadki interweniowali u władz  szwajcarskich, uzyskując przymknięcie oczu na ten proceder". - Kuehl  był odpowiedzialny za kontakty z organizacjami żydowskimi, być może za  wręczanie łapówek, trudno niektóre rzeczy odtworzyć - dodaje Kumoch. I  zaznacza, że "operacja berneńska jest operacją polsko-żydowską i o tym  nie należy zapominać".
Przemycanie paszportów
W skład "grupy berneńskiej" wchodziło dwóch przedstawicieli  organizacji żydowskich, których głównym zadaniem było przemycanie  paszportów, ich kopii, zdjęć oraz danych personalnych między Szwajcarią i  okupowanymi krajami Europy, w tym Polski. Jednym z nich był Abraham  Silberschein, syjonista, przedwojenny poseł na Sejm, a drugim Chaim Eiss  - ortodoksyjny działacz w Zurychu.
Drugą część działalności "grupy Berneńskiej" było udostępnianie  żydowskim organizacjom szyfrów polskich, dzięki którym mogli informować  Żydów w Ameryce, co dzieje się w Polsce, o Holokauście.
Wszyscy członkowie "grupy berneńskiej" pozostali po wojnie na  obczyźnie. Jedynie poseł Ładoś wrócił w 1960 roku schorowany do Polski,  gdzie po paru latach zmarł. Kuehl wyemigrował do Kanady, Ryniewicz  osiadł w Argentynie, zaś konsul Rokicki pozostał w Szwajcarii, gdzie  zmarł w 1958 roku. W Genewie w 1951 roku zmarł również Abraham  Silberschein. Żaden z nich nie opisał akcji paszportowej, żaden też nie  został za nią w żaden sposób odznaczony.