- Moim zdaniem ktoś powinien ponieść odpowiedzialność za kłamstwa, które wygłaszała prokuratura - mówił w Polskim Radiu 24 Cezary Gmyz, korespondent TVP w Berlinie, dziennikarz śledczy, autor artykułu "Trotyl na wraku tupolewa", który ukazał się w 2012 roku na łamach "Rzeczpospolitej".
Tygodnik "Sieci" podał w poniedziałek, że na próbkach pobranych z wraku Tu-154M, przekazanych przez Prokuraturę Krajową w maju 2017 roku laboratorium podległemu brytyjskiemu ministerstwu obrony, odkryto ślady substancji używanych do produkcji materiałów wybuchowych, w tym trotylu.
- Moim zdaniem ktoś powinien ponieść odpowiedzialność za kłamstwa, które wygłaszała prokuratura. Od początku byłem przekonany, że to zorganizowana akcja, której celem było niedopuszczenie do świadomości opinii publicznej, że na wraku tupolewa znaleziono ślady materiałów wybuchowych. Zresztą, żeby było jeszcze bardziej groteskowo, prokuratorzy - już po czystce (po publikacji artykułu "Trotyl na wraku tupolewa" pracę w "Rzeczpospolitej" stracił m.in. Cezary Gmyz i kilku innych członków zespołu - przyp. red.) - na posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, dociskani przez Antoniego Macierewicza, przyznali, że detektory wykazały obecność TNT. Kłamstwa jednak szerzej przebiły się do opinii publicznej - komentował w Polskim Radiu 24 Cezary Gmyz.
Przypomnijmy, że z "Rzeczpospolitej" zostali zwolnieni Cezary Gmyz oraz Mariusz Staniszewski. Gmyz był autorem artykułu, Staniszewski – szefem działu krajowego. Ponadto właściciel gazety, Grzegorz Hajdarowicz zakończył wówczas współpracę z redaktorem naczelnym Tomaszem Wróblewskim oraz Bartoszem Marczukiem, zastępcą redaktora naczelnego.
Dodajmy, że sąd orzekł, iż dziennikarze, których zwolniono z „Rzeczpospolitej”, po opublikowaniu głośnego artykułu „Trotyl na wraku tupolewa”, zostali zwolnieni niezgodne z prawem, a sam artykuł nie naruszył zasad rzetelności.
Jak poinformował tygodnik "Sieci", przed kilkoma tygodniami do polskiej prokuratury przyszło pismo informujące o cząstkowych wynikach badań prowadzonych w Forensic Explosives Laboratory (FEL), podległej brytyjskiemu ministerstwu obrony jednostce specjalizującej się w badaniach kryminalistycznych związanych z materiałami wybuchowymi. "Angielscy eksperci przebadali kilkadziesiąt spośród ponad 200 próbek przekazanych przez Prokuraturę Krajową w maju 2017 r. Na zdecydowanej większości z nich znaleziono ślady substancji używanych do produkcji materiałów wybuchowych" - podało czasopismo. Jak dodano, chodzi o trotyl, a też inne substancje składowe.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu wiozącego delegację na uroczystości katyńskie w Smoleńsku zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, najwyżsi dowódcy Wojska Polskiego oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
Polskie Radio 24/ho