- Pod względem misji zagranicznych najbliższe dwa lata będą oznaczały kontynuację, ale i nowe przedsięwzięcia. Pod koniec kwietnia polskie F-16 mają rozpocząć dyżur w misji nadzoru przestrzeni powietrznej państw bałtyckich, z kolei do końca czerwca gotowość mają osiągnąć polskie pododdziały na Łotwie i w Rumunii - mówi dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych gen. dyw. Sławomir Wojciechowski.
- 2017, a w zasadzie 2018 rok to będzie kontynuacja i rzeczy nowe. Kontynuacja, czyli nasza stała obecność na Bałkanach, w Afganistanie, w Afryce, w Republice Środkowoafrykańskiej, ale także rzeczy nowe, czyli misja Orlik 7, w ramach której po raz pierwszy polecą na Litwę F-16 – powiedział Wojciechowski.
Za istotne uznał, aby załogi i pododdziały zabezpieczające działania F-16 wypełniały inne zadania niż dotychczas, by "wykonywały misje faktycznie bojowe – nie ćwiczenia, przemieszczenia, przeloty długodystansowe".
Generał zaznaczył, że będą to także inne zadania odmienne pod tych, które polskie F-16 wykonują w Iraku, gdzie prowadzą misje rozpoznawcze, stacjonując w Kuwejcie.
- Kontynuacją będzie również misja naszego okrętu "Czernicki", który pełni rolę platformy dla zespołu minowego na Morzu Śródziemnym. To długa misja, półroczna, ale jesteśmy pewni, że wykonają ją z sukcesem. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem i bez zastrzeżeń – zapewnił.
Generał Wojciechowski podkreślił, że ORP "Czernicki" jest platformą dowodzenia całego zespołu przeciwminowego, misją dowodzi polski oficer. - Marynarze muszą od czasu do czasu wyjść na szersze wody – powiedział. - Niektórzy mówią, że Marynarka Wojenna jest droga, ale ma tę zaletę, że okręty mogą wykonywać zadania przez 30-40 lat. To jest czysta ekonomia sił – 70 marynarzy, jeden okręt, a nasza obecność jest widoczna. Jestem oficerem Wojsk Lądowych, ale nie trzeba mnie przekonywać, że Marynarka Wojenna jest ważna – zapewnił.
- Nowością będą misje na Łotwie i Rumunii – powiedział generał, nawiązując do natowskiej operacji wzmocnionej wysuniętej obecności na wschodnich obrzeżach NATO. - Przewidujemy, że do 30 czerwca obydwa pododdziały wielkości kompanii, na północy kompanii czołgów, na południu piechoty zmotoryzowanej, osiągną miejsce i gotowość do szkolenia, a tam zgodnie z planami będą wykonywały zadania operacyjne – mówił.
- Oprócz misji w ramach UE i NATO, Polska zadeklarowała 50-osobowy kontyngent, jako pododdział inżynieryjny, który miałby być do dyspozycji Narodów Zjednoczonych – powiedział Wojciechowski. Pododdział ma mieć być gotowy do usuwania niewybuchów lub min, a w razie potrzeby także innych prac inżynieryjnych i np. stawiania punktów kontrolnych. Oprócz tego Polska zadeklarowała do 30 osób w charakterze obserwatorów.
Oprócz dotychczasowej aktywności w krajach bałtyckich w planach jest też wysłanie pod koniec roku do Estonii pododdziału w ramach działalności Grupy Wyszehradzkiej.
Pytany, czy stacjonujący w Kuwejcie powinni wykonywać dalej idące zadania niż wsparcie rozpoznawcze koalicji zwalczającej tzw. Państwo Islamskie, i zaangażować się w operacje bojowe, generał Wojciechowski odparł: "Skoro jest taka potrzeba i jeżeli jesteśmy członkiem koalicji, posiadając tam odpowiedni sprzęt i wyszkolonych żołnierzy, to nie mam wątpliwości, że są warunki, żeby to robić" - powiedział. - Decyzja jednak będzie jak najbardziej polityczna – podkreślił.
- Pamiętam z Afganistanu, gdzie byłem dowódcą kontyngentu, że piloci śmigłowców mieli poważne obawy przed użyciem broni. Z dwóch względów: nie byli przyzwyczajeni, żeby to robić, i nie mieli precyzyjnego uzbrojenia, pozwalającego prowadzić ogień bez zagrożenia dla ludności cywilnej. Uważam, że powinniśmy być zdolni te zadania wykonać, a to wymaga, uzmysłowienia sobie, jakie są konsekwencje – powiedział.
PAP/ho