Była premier Ewa Kopacz została przesłuchana w Prokuraturze Krajowej w Warszawie. Zeznawała w charakterze świadka w sprawie nieprzeprowadzenia w Polsce sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.
Po wyjściu z prokuratury była pytana czy wie, dlaczego po przewiezieniu wszystkich ciał do Polski nie odbyły się ponowne sekcje zwłok ofiar katastrofy i czy jako minister zdrowia miała na to wpływ. - Proszę mi pokazać mi taki kraj, gdzie o przeprowadzeniu sekcji decyduje lekarz a nie prokurator, urzędnik a nie prokurator - powiedziała Kopacz.
Jak dodała decyzja o tym, "czy ma być przeprowadzona sekcja czy też nie, czy ma być ekshumacja czy też nie, należy na pewno nie do polityka, nie do urzędnika, nie do lekarza, ale należy do prokuratora".
Dopytywana czy to prokuratora popełniła błąd Kopacz odpowiedziała: "Nie ja to będę oceniać, absolutnie, kto popełnił błąd".
Była pramier była też pytana o wypowiedź rzeczniczki PiS Beaty Mazurek, która we wtorek powiedziała, że warto zastanowić się nad postawieniem przed Trybunałem Stanu Kopacz i b. premiera Donalda Tuska. - Jeśli Trybunał Stanu ma grozić za to, że się pomaga ludziom, to ja mogę nawet co tydzień stawać przed Trybunałem Stanu - odpowiedziała była szefowa rządu.
- Od siedmiu lat gra się czymś, co jest wielkim narodowym nieszczęściem, więc nie chcę by tak było. Gwarantuję, że jak wtedy, kiedy miałam odwagę pojechać do Moskwy, gdy wszyscy inni nie mieli tej odwagi, tak będę miała odwagę do ostatniej kropli krwi bić się o to, żeby nie upolityczniać jakiegokolwiek zdarzenia tak tragicznego w Polsce. Będę się o to biła. Będę się biła o dobre swoje imię i będę sił biła również o to, aby tragedii politycznych nie wykorzystywać do dzielenia Polaków - deklarowała Kopacz.
Jak dodała, prokurator poinformował ją, że zgodnie z artkułem 241 Kodeksu karnego nie może udzielać informacji na zakresu rozmowy w prokuraturze. - Jak ja będę mogła odpowiedzieć szczegółowo na każde pytanie nie narażając się na to, że łamię jakikolwiek inny paragraf (...), może nawet książkę na ten temat napiszę. Ale pozwólcie mi dzisiaj zadbać również o swoje bezpieczeństwo, żebym ja nie musiała mówić o rzeczach, które w tym artykule się mieszczą - odpowiedziała Kopacz na pytanie o obecność patomorfologów i ich udziału w sekcjach zwłok.
- Pojechałam do Moskwy opiekować się rodzinami, na moją prośbę i za zgodą premiera. Żadnej innej roli tam nie pełniłam - oświadczyła b. premier Ewa Kopacz w środę po wyjściu z przesłuchania w Prokuraturze Krajowej.
- Jestem po czterech godzinach tutaj i gdyby mnie ktoś zapytał po tych siedmiu latach, czy bym zdecydowała się i pojechała do Moskwy, po odpowiem państwu: tak, zawsze warto być przyzwoitym, pomagać innym - oświadczyła Ewa Kopacz. Pytana przez dziennikarzy u swój udział w posiedzeniu grupy kryzysowej - tuz po katastrofie samolotu - odpowiedziała: "trudno, żebym tam nie była, na prośbę ambasadora, który mnie poprosił o to, żeby tam być".
- Ja tam nie pojechałam na wizytę dwustronną, na zaproszenie minister zdrowia, bo ja tam nie wykonywałam czynności związanych z ministerstwem zdrowia. Pojechałam opiekować się rodzinami, które tam były, na moją własną prośbę i za zgodą premiera. I taka była moja funkcja, i taka była moja rola. Żadnej innej roli tam nie pełniałam - podkreśliła.
B. premier Ewa Kopacz, w czasie, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej, pełniła funkcję ministra zdrowia. Po katastrofie, wraz z zespołem ekspertów, pojechała do Moskwy, by uczestniczyć w identyfikacji ofiar. Część bliskich ofiar zarzucała jej później, że na miejscu nie dopilnowano prac strony rosyjskiej.
Na swoim profilu na portalu społecznościowym b. premier napisała, że po katastrofie smoleńskiej udała się do Moskwy, gdyż chciała "w tych bardzo trudnych chwilach zaopiekować się rodzinami tych, którzy zginęli". "Czułam, że to wyższa konieczność, obowiązek i powinność" - podkreśliła.
"Zostałam wyznaczona jako reprezentant rządu do spraw opieki nad rodzinami ofiar. Decyzja została podjęta na moją prośbę. To była moja jedyna rola tam na miejscu" - dodała.
Zwróciła uwagę, że byli z nią polscy lekarze, którzy w każdej chwili mogli zmierzyć członkom rodzin ciśnienie czy poziom cukru. "Podawaliśmy tym, którzy potrzebowali, odpowiednie leki i przeprowadzaliśmy badania ekg. Sekcje zwłok, ekshumacje i inne czynności zarządza prokurator. Nie jestem i nie byłam prokuratorem" - zaznaczyła.
Zaapelowała jednocześnie o wstrzemięźliwość w opiniach, w szczególności polityków, którzy wtedy nie byli w Rosji z nimi oraz z rodzinami ofiar, "być może nie chcąc zmierzyć się z tą tragedią. "Wiele razy zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam jadąc do Moskwy. Wtedy czułam, że muszę pomóc. Za każdym razem, kiedy wracam myślami do pierwszych dni po katastrofie to wiem, że postąpiłam słusznie" - podkreśliła b.premier.
Jednym z powodów trwających obecnie ekshumacji ofiar katastrofy są błędy w dokumentacji medycznej sporządzonej przez rosyjskich biegłych.
Wątpliwości pojawiły się już w 2011 r.; dziewięć ekshumacji przeprowadzono w 2011-2012 r.; stwierdzono wówczas, że sześć ciał zostało złożonych nie w swoich grobach. Biegli, którzy wówczas przeprowadzali badania, ocenili, że błędy są w 90 proc. rosyjskiej dokumentacji medycznej. Prokuratorzy PK, którzy przejęli śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej po zlikwidowanej prokuraturze wojskowej zdecydowali, że konieczne jest ekshumowanie też pozostałych 83 ofiar katastrofy (cztery osoby zostały skremowane – PAP).
Czynności rozpoczęły się w listopadzie 2016 r., dotąd ekshumowano 26 ofiar. Prokuratura nie ujawnia wyników ekshumacji. Informowała jednak, że dotąd stwierdzono dwie zamiany ciał i przypadki umieszczenia w trumnach szczątków innych ofiar. W ostatnich dniach potwierdziła m.in., że szczątki innych ofiar znaleziono w trumnach: gen. Bronisława Kwiatkowskiego - dowódcy operacyjnego Sił Zbrojnych oraz gen. Włodzimierza Potasińskiego, dowódcy Wojsk Specjalnych.
Pozostałe śledztwa prowadzone przez zespół prokuratorów z PK dotyczą m.in. nadużycia zaufania w stosunkach z zagranicą (tzw. zdrada dyplomatyczna - art. 129 Kodeksu karnego), sfałszowania dokumentów przez funkcjonariuszy BOR, niszczenia wraku Tu-154M, który jest dowodem rzeczowym, poświadczenia nieprawdy w protokołach sekcji zwłok sporządzonych przez biegłych z Rosji, jak również znieważenia zwłok ofiar katastrofy. Oprócz tego prokuratorzy analizują materiały dotyczące nieprawidłowości w BOR. Jak podawano w połowie kwietnia, śledztwa toczą się w sprawie, nikomu nie postawiono zarzutów.
W głównym śledztwie Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołano im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który zajmował się transportem najważniejszych osób w państwie. PK zdecydowała o nowych zarzutach dla kontrolerów - są podejrzani o "umyślne sprowadzenie katastrofy" z 10 kwietnia 2010 r., postawiła też zarzut pomocnictwa trzeciemu z Rosjan, który był obecny wtedy w wieży kontroli lotów. Wcześniej jeden z kontrolerów był podejrzany o sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy, a drugi - o jej nieumyślne spowodowanie.
10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka.
PAP/IAR/ho