78 lat temu, 17 września 1939 r.,  łamiąc polsko-sowiecki pakt o nieagresji, Armia Czerwona wkroczyła na  teren Rzeczypospolitej Polskiej, realizując tym samym ustalenia zawarte w  tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow. Konsekwencją sojuszu dwóch  zbrodniczych totalitaryzmów był rozbiór osamotnionej w walce Polski.
Rosjanie  zaatakowali na całej wschodniej granicy między godziną 3 a 6 rano.  Wcześniej przekazali polskiemu ambasadorowi Wacławowi Grzybowskiemu notę  stwierdzającą, że Polska już nie istnieje oraz informującą o wkroczeniu  wojsk radzieckich na nasze terytorium.
Ambasador Grzybowski wspominał po latach w Radiu Wolna Europa ten  dzień, kiedy około godziny 2 nad ranem otrzymał telefon z sekretariatu  wiceministra spraw zagranicznych Związku Radzieckiego - Władimira  Potiomkina. Poproszono go wówczas o szybki przyjazd. - Byłem  przygotowany na złe wiadomości, ale te, które na mniej czekały, były  jeszcze gorsze - mówił ambasador.  
Najazd sowiecki był agresją  zbrojną, podjętą - tak, jak niemiecka 1 września - bez wypowiedzenia  wojny. Ambasador Wacław Grzybowski wspominał, że po wyjściu od  Potiomkina poinformował rząd polski o zaistniałej sytuacji.
Agresja  Sowietów jest nazywana IV rozbiorem Polski, ponieważ okupanci  podzielili między siebie strefy wpływów. Dla Stalina była to, jak się  sądzi, osobista zemsta za klęskę poniesioną podczas najazdu na nasz kraj  w 1920 roku. Generał Felicjan Sławoj-Składkowski, który we wrześniu  1939 roku pełnił funkcję premiera, podkreślał po latach na antenie Radia  Wolna Europa, że Polska została wtedy pozostawiona sama, wobec agresji  ówczesnych potęg - hitlerowskiej i sowieckiej.
 
Sowiecka  propaganda nazywała atak "wyprawą wyzwoleńczą" w obronie "ludności  zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi". Rozrzucane ulotki głosiły  też, że czerwonoarmiści niosą pokój Polakom, których "niemądry rząd  wciągnął w awanturniczą wojnę".
Wojska radzieckie pierwszego rzutu uformowano w dwa fronty -  Białoruski i Ukraiński, w skład których wchodziło 6 armii. Łącznie było  to około 620 tysięcy żołnierzy, 4700 czołgów i 3300 samolotów. Jednostki  te miały zatem prawie dwa razy więcej czołgów, niż Wehrmacht 1 września  1939 roku, i dwa razy tyle samolotów bojowych, co Luftwaffe na froncie  polskim. Do niewoli sowieckiej trafiło blisko 250 tysięcy polskich  żołnierzy. Już we wrześniu 1939 roku mordowano jeńców. Nastąpiły także  masowe deportacje ludności na Syberię i do Kazachstanu, które w sumie  objęły około półtora miliona Polaków, w tym całe rodziny.
Efekt tajnego paku Sowietów i Hitlera
Sowiecka napaść na Polskę była realizacją układu podpisanego w  Moskwie 23 sierpnia 1939 r. przez ministra spraw zagranicznych III  Rzeszy Joachima von Ribbentropa oraz ludowego komisarza spraw  zagranicznych ZSRS Wiaczesława Mołotowa, pełniącego jednocześnie funkcję  przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych (premiera).
Integralną częścią zawartego wówczas sowiecko-niemieckiego paktu o  nieagresji był tajny protokół dodatkowy. Jego drugi punkt, dotyczący  bezpośrednio Polski, brzmiał następująco: "W wypadku terytorialnych i  politycznych przekształceń na terenach należących do Państwa Polskiego  granica stref interesów Niemiec i ZSRS przebiegać będzie w przybliżeniu  po linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Kwestia, czy w obopólnym interesie  będzie pożądane utrzymanie niezależnego Państwa Polskiego i jakie będą  granice tego państwa, będzie mogła być ostatecznie wyjaśniona tylko w  toku dalszych wydarzeń politycznych. W każdym razie oba rządy  rozstrzygną tę kwestię na drodze przyjaznego porozumienia".
Informacja na temat wspomnianego tajnego protokołu nie dotarła do Polski.
Po zaatakowaniu Polski przez wojska niemieckie 1 września 1939 r.  strona sowiecka utrzymywała przez następne dni pozory neutralności.  Minister Józef Beck wspominał: "Zachowanie ambasadora sowieckiego nie  pozostawiało nic do życzenia, zdradzał on nawet chęć rozmów co do  możliwości dowozu pewnych towarów przez ZSRR. Poleciłem ambasadorowi  Grzybowskiemu sondaż u Mołotowa, jakie dostawy przez Sowiety mogłyby być  brane pod uwagę, oraz oczekiwałem od niego akcji dla zapewnienia nam  tranzytu od państw sprzymierzonych". (J.Beck "Ostatni raport")
Niemcy od trzeciego dnia wojny ponaglali Moskwę, ażeby zajęła obszary  uznane w pakcie Ribbentrop-Mołotow za jej strefę interesów. Stalin  zwlekał z podjęciem decyzji, czekając na to, jak zachowają się wobec  niemieckiej agresji na Polskę Wielka Brytania i Francja, a także  przyglądając się temu, jak silny opór Niemcom stawia polskie wojsko.
Jednocześnie jednak w ZSRS trwały ukryte przygotowania do wojny. 24  sierpnia 1939 r. rozpoczęto stopniową koncentrację wojsk. 3 września  komisarz obrony Klimient Woroszyłow wydał rozkaz o podwyższeniu  gotowości bojowej w okręgach wojskowych, które miały wziąć bezpośredni  udział w ataku na Polskę, oraz rozkaz o rozpoczęciu tajnej mobilizacji.
Szykowano dwa fronty
Do działań przeciwko państwu polskiemu przeznaczono dwa fronty:  białoruski - komandarma Michaiła Kowalowa i ukraiński komandarma  Siemiona Timoszenki. W sumie liczyły one co najmniej 620 000 żołnierzy,  ponad 4700 czołgów i 3300 samolotów.
Po stronie polskiej granicy z ZSRS, liczącej ponad 1400 km, strzegły jedynie przerzedzone oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza.
Ambasador nie przyjął noty
17 września 1939 r. o godz. 3 w nocy (według obowiązującego w Polsce  czasu środkowoeuropejskiego była godzina pierwsza) do Komisariatu Spraw  Zagranicznych w Moskwie wezwany został ambasador RP Wacław Grzybowski,  któremu Władimir Potiomkin - zastępca Mołotowa - odczytał treść  uzgodnionej wcześniej z Berlinem noty.
Władze sowieckie oświadczały w niej m.in.: "Wojna polsko-niemiecka  ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni  działań wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i  centra kulturalne. Warszawa, jako stolica Polski, już nie istnieje.  Rząd polski uległ rozkładowi i nie przejawia oznak życia. Oznacza to, że  państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym  utraciły ważność umowy zawarte pomiędzy ZSRS a Polską".
Uzasadniając wkroczenie Armii Czerwonej na teren Rzeczypospolitej  Polskiej stwierdzano: "Rząd sowiecki nie może pozostać obojętny na fakt,  że zamieszkująca terytorium Polski pobratymcza ludność ukraińska i  białoruska, pozostawiona własnemu losowi, stała się bezbronna. Wobec  powyższych okoliczności Rząd Sowiecki polecił Naczelnemu Dowództwu Armii  Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod swoją  opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej  Białorusi. Rząd sowiecki zamierza równocześnie podjąć wszelkie środki  mające na celu wywikłanie narodu polskiego z nieszczęsnej wojny, w którą  wepchnęli go nierozumni przywódcy i umożliwienie mu zażycia pokojowej  egzystencji".
Ambasador Grzybowski, jak już napisano wyżej, zdecydowanie odmówił przyjęcia sowieckiej noty.
Plan ataku
W tym samym czasie Armia Czerwona rozpoczęła napaść na Polskę. Od  godz. 3 do godz. 6 rano jej wojska przekroczyły na całej długości  granicę z Polską, łamiąc tym samym polsko-sowiecki pakt o nieagresji.
Przedstawiając plan sowieckiego ataku, prof. Wojciech Materski pisał:  "Rozkaz jak najszybszego uchwycenia ważnych obiektów militarnych w  głębi polskiej obrony poprzez skoncentrowane uderzenia rozcinające  wykonywać miały wydzielone spośród wszystkich armii tzw. grupy ruchome  (uderzeniowe). Trzy grupy ruchome Frontu Białoruskiego (dzierżyńska,  mińska i połocka) otrzymały zadanie opanowania Wilna (poprzez Święciany i  Michaliszki), Grodna i Białegostoku (poprzez Wołkowysk). Cztery grupy  ruchome Frontu Ukraińskiego (15 korpus, szepietowska, wołoczyska i  kamieniecko-podolska), po uchwyceniu w ciągu pierwszych trzech dni  agresji rubieży Kowel-Włodzimierz Wołyński-Sokal, miały wyjść na linię  rzeki San. Za nimi postępować miały podporządkowane operacyjnie na czas  kampanii dowództwu Armii Czerwonej pograniczne oddziały NKWD, likwidując  według wcześniej przygotowanych list osoby uznane za elementy  antysowieckie, mogące utrudnić trwałe umocnienie się na zdobytych  terenach. Rozbite polskie linie obrony miały być atakowane frontalnie  przez podstawowe siły obu frontów". (W.Materski "Tarcza Europy. Stosunki  polsko-sowieckie 1918-1939")
Łącznie siły Armii Czerwonej skierowane w trzech rzutach przeciwko  Rzeczypospolitej wynosiły ok. 1,5 miliona żołnierzy, ponad 6 tys.  czołgów i ok. 1800 samolotów.
Prof. Materski zwracał dodatkowo uwagę na fakt, iż: "Uderzenie dwu  frontów sowieckich zostało poprzedzone czterodniowymi intensywnymi  działaniami grup sabotażowo-dywersyjnych, które były organizowane na  polskich Kresach Wschodnich przez wywiad sowiecki, komunistów i  miejscowych nacjonalistów. Działania te okazały się rozleglejsze i  skuteczniejsze niż akcja V kolumny poprzedzająca agresję niemiecką".
Reakcja na napaść sowiecką
Reakcję na wiadomość o sowieckiej napaści na Polskę tak wspominał  szef sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacław Stachiewicz: "Nie znajduję  słów, które by oddały nastrój przygnębienia, jaki zapanował. Ani  Naczelny Wódz, ani nikt z nas, oficerów Sztabu, nie miał najmniejszych  wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Było  dla nas jasne, że dostaliśmy podstępny cios w plecy, który przesądzał  ostatecznie o losach kampanii i niweczył ostatnią nadzieję prowadzenia  zorganizowanej walki na terenie Polski. (...) W pierwszym momencie  spontaniczną reakcją na otrzymane wiadomości był odruch bić się z  Sowietami. Po prostu trudno było pogodzić się z myślą, żeby nowy agresor  bez oporu zajmował nasz kraj, żeby bezprzykładny, zdradziecki jego czyn  pozostał bez zbrojnej odpowiedzi z naszej strony. Szybko jednak  nastąpiła refleksja. Czym się bić? Całość wojsk zwrócona była przeciw  Niemcom, związana ciężkimi walkami odwrotowymi. Granicę sowiecką  dozorowały jedynie słabe oddziały KOP, za którymi znajdowały się różne  luźne formacje etapowe, tyłowe, dowództwa lokalne i wyewakuowane z  zachodniej części Polski itp. Walkę tymi wojskami prowadzić było  niemożliwe. A zresztą w jakim celu? Wobec masowej inwazji sowieckiej,  walka taka żadnego konkretnego rezultatu dać nie mogła. Chodzić mogło  tylko o jeden cel - o zbrojną demonstrację, protest wobec świata  przeciwko podstępnej agresji drugiego wroga. A protestem tym były  strzały cofających się oddziałów KOP, skierowane przeciw czołowym  oddziałom najeźdźcy. Poza to Naczelny Wódz nie chciał wychodzić, widząc  niemożliwość i bezcelowość jakiejkolwiek walki z Sowietami w tych  warunkach".
Wieczorem 17 września Naczelny Wódz wydał następujący rozkaz  (dyrektywę): "Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i  Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie  natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy  i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta, do  których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie  wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii".
Władze polskie wzywając do unikania walki z Armią Czerwoną, nie  uznały jej wkroczenia za powód do wypowiedzenia wojny i nie zerwały  stosunków dyplomatycznych z Moskwą.
W nocy z 17 na 18 września prezydent Ignacy Mościcki wraz z rządem  polskim i korpusem dyplomatycznym przekroczył granicę rumuńską, planując  przedostanie się do Francji. Razem z nimi terytorium polskie opuścił  Naczelny Wódz marszałek Edward Śmigły-Rydz.
Zdaniem prof. Paweł Wieczorkiewicza, rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza  wydany 17 września "wprowadził w efekcie zamęt i utrudnił, czy wręcz  uniemożliwił organizację obrony Kresów Wschodnich, tam gdzie istniały po  temu jakiekolwiek szanse". (P.Wieczorkiewicz "Historia polityczna  Polski 1935-1945")
Rozkaz ten nie dotarł jednak do wielu oddziałów, a przez część  dowódców uznany został za prowokację. Do starć z Armią Czerwoną  dochodziło w wielu miejscach. Na Polesiu i Wołyniu improwizowana grupa  KOP dowodzona przez gen. Wilhelma Orlika-Rckemanna stoczyła z Sowietami  kilkanaście potyczek i dwie bitwy: pod Szackiem 28-29 września i  Wytycznem w pow. włodawskim 1 października. Na Polesiu z Armią Czerwoną  walczył także: dowodzony przez ppłk Nikodema Sulika-Sarneckiego pułk KOP  "Sarny", brygada KOP "Polesie" oraz jednostki KOP "Kleck" i  "Baranowicze". Z kolei w Kodziowcach, niedaleko Grodna, w nocy z 21 na  22 września doszło do bitwy, w której 101. pułk ułanów przez kilka  godzin zatrzymywał przeważające siły sowieckie, niszcząc m.in. 22  czołgi. Na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie z Sowietami walczyły  oddziały KOP "Iwieniec", "Głębokie" i "Krasne".
Wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej opór stawiały również miasta,  wśród których najbardziej zacięty i tragiczny bój stoczyło Grodno. Walki  z Wehrmachtem i Armią Czerwoną toczyła dowodzona przez gen. Franciszka  Kleeberga Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie", w skład której weszli  m.in. marynarze Pińskiej Flotylli Wojennej.
W sumie w starciach z Armią Czerwoną zginęło ok. 2,5 tys. polskich  żołnierzy, a ok. 20 tys. było rannych i zaginionych. Do niewoli  sowieckiej dostało się ok. 250 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 tys.  oficerów. Straty sowieckie wynosiły ok. 3 tys. zabitych i 6-7 tys.  rannych.
Wkraczająca na ziemie Rzeczypospolitej Armia Czerwona zachowywała się  równie bestialsko jak wojska niemieckie. Przykładów zbrodni  popełnianych na polskich wojskowych, policjantach i cywilach jest wiele,  m.in. w Grodnie po zajęciu miasta Sowieci wymordowali ponad 300 jego  obrońców, na Polesiu 150 oficerów, a w okolicach Augustowa 30  policjantów.
28 września 1939 r. podczas kolejnej wizyty Ribbentropa w Moskwie  zawarty został "Traktat Sowiecko-Niemiecki o Granicy i Przyjaźni",  któremu towarzyszyły tajne protokoły dodatkowe. We wstępie do traktatu  stwierdzano: "Rząd Rzeszy Niemieckiej i rząd ZSRR uznają, po upadku  dotychczasowego państwa polskiego, za wyłącznie swoje zadanie  przywrócenie na tym terenie pokoju i porządku oraz zapewnienie żyjącym  tam narodom spokojnej egzystencji, zgodnej z ich narodowymi  odrębnościami". Zgodnie z propozycją Stalina przeprowadzona została  korekta podziału terytorialnego ziem polskich. Granica pomiędzy ZSRS a  III Rzeszą przebiegać miała odtąd wzdłuż linii rzek San-Bug-Narew-Pisa.
Jak pisał prof. Andrzej Paczkowski: "Stalin proponując nowelizację  tajnej klauzuli układu z 23 sierpnia i +oddając+ Niemcom ziemie polskie  aż do linii Bugu (zamiast Wisły) - w zamian za przesunięcie do  +radzieckiej strefy wpływów+ Litwy - miał niewątpliwie na celu pozbycie  się terytoriów o przygniatającej przewadze ludności polskiej, a tym  samym poważnego problemu politycznego". (A.Paczkowski "Pół wieku dziejów  Polski 1939-1989")
Przedstawiciele dwóch totalitarnych mocarstw ustalili również, iż  "nie będą na swoich terenach tolerować żadnej polskiej agitacji, która  przenikałaby na terytorium drugiej strony. Wszelkie próby takiej  agitacji na ich terenach będą likwidowane, a obie strony będą się  informowały wzajemnie o podejmowanych w tych celach środkach".
W wyniku dokonanego rozbioru Polski Związek Sowiecki zagarnął obszar o  powierzchni ponad 190 tys. km kw. z ludnością liczącą ok. 13 mln.  Okrojona Wileńszczyzna została przez władze sowieckie w październiku  1939 r. uroczyście przekazana Litwie. Nie na długo jednak, bowiem już w  czerwcu 1940 r. Litwa razem z Łotwą i Estonią weszła w skład ZSRS.
Liczba ofiar wśród obywateli polskich, którzy w latach 1939-1941  znaleźli się pod sowiecką okupacją, do dziś nie jest w pełni znana.  Prof. A. Paczkowski odnosząc się do tej kwestii w książce "Czarna księga  komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania" pisał: "Uważa się, że w  ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce  represjonowano w różnych formach - od rozstrzelania, poprzez więzienia,  obozy i zsyłki, po pracę przymusową - ponad 1 milion osób (...). Nie  mniej niż 30 tysięcy osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród  łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10 proc., czyli zmarło  zapewne 90-100 tysięcy osób". 
PAP/IAR/ho