Demonstracja przed Ambasadą Rosji w Warszawie
PR dla Zagranicy
Halina Ostas
10.04.2018 10:28
Przed ambasadą Federacji Rosyjskiej demonstrowali członkowie klubów "Gazety Polskiej"
Foto: Jakub Kamiński/PAP
Demonstracja tradycyjnie odbyła się w przeddzień rocznicy katastrofy smoleńskiej. Zebrani domagali się od Rosji zwrotu wraku i czarnych skrzynek Tu -154 M.
Manifestujący przed ambasadą Federacji Rosyjskiej trzymali biało-czerwone flagi oraz transparenty klubów "Gazety Polskiej" m.in. z Warszawy, Inowrocławia i Strzegomia, a także z Essen, Amsterdamu, Paryża i Hamburga. Na jednym z nich widniał napis: "Smoleńsk 2010. Pamiętamy". Zebrani skandowali m.in. hasło "Putin won". Nie doszło do żadnych incydentów.
"Dzisiaj już wiemy, że doszło do zamachu, że samolot nie został zniszczony w wyniku katastrofy. Potwierdzi to zapewne w najbliższych kilkudziesięciu godzinach komisja państwowa" - mówił podczas poniedziałkowej demonstracji redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz. Jak dodał, "w tej chwili" odbywa się spotkanie z rodzinami smoleńskimi, które są informowane m.in. o przebiegu katastrofy.
"Dzisiaj możemy z satysfakcją powiedzieć - pierwszy etap został zamknięty, wiemy co się stało i nie zatarliśmy pamięci, a drugi etap prawdy to, żeby przedstawiciele państwa, którzy tutaj są, pomogli nam dostarczyć największego międzynarodowego przestępcę, jakim jest Putin, bo wcześniej czy później - zobaczycie - Putin będzie ścigany i będzie skazany za to co zrobił" - podkreślił Sakiewicz.
Zauważył również, że "dzisiaj wolny świat rozumie te protesty" oraz wie, że odbywają się one "przeciwko państwu, które zagraża wolności i zagraża pokojowi".
Przewodniczący warszawskiego klubu "Gazety Polskiej" Adam Borowski powiedział, że do tej pory za katastrofę smoleńską nikt nie został rozliczony. Przekonywał, że poprzednia ekipa rządząca "musi ponieść odpowiedzialność, choćby przed Trybunałem Stanu".
Adam Borowski wyraził również pogląd, że władze rosyjskie nie prowadziły śledztwa w sprawie katastrofy, zaś "komitet Tatjany Anodiny" (chodzi o rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy - MAK, który wyjaśniał przyczyny wypadku Tu-154M - PAP) przypominał komitet, który badał zbrodnię katyńską.
"Ten komitet zrobił wszystko, żeby ślady zatrzeć. Za jego wiedzą i zgodą niszczono wrak, cięto go na części, wybijano szyby, rozkradano, a na końcu umyto i te resztki samolotu wrzucono pod plandekę" - powiedział Borowski.
Na zakończenie demonstracji jej uczestnicy odśpiewali hymn państwowy.
10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria Kaczyńska oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Polska delegacja zmierzała na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Śledztwo w tej sprawie początkowo prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska oraz dwóm oficerom rozwiązanego po katastrofie 36. pułku. 4 kwietnia 2016 r. śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa z nowym zespołem śledczym.
Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podkreślała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154M i jego "czarnych skrzynek".
Osiem lat po katastrofie prezydenckiego Tu-154M wrak samolotu nadal znajduje się w hangarze na terenie lotniska wojskowego w Smoleńsku.
PAP/ho