Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego odniósł się na antenie Polsat News do wideo nagranego z okazji zbliżającej się 74. rocznicy Powstania Warszawskiego, na którym występuje były mistrz świata w boksie Mike Tyson. - Nie wolno nam nigdy zapomnieć o Powstaniu Warszawskim. Ci dzielni polscy bohaterowie są dla mnie prawdziwymi mistrzami - mówi na filmie legenda boksu.
Jak ocenił Jan Ołdakowski, dzięki wypowiedzi Tysona, "dużo się mówi - na razie w Polsce - o Powstaniu Warszawskim". - Mam nadzieję, że będzie się mówiło zagranicą - podkreślił i zaznaczył, że "rzeczą, która budzi niepokój, sprzeciw" jest biało-czerwona opaska, z którą sportowiec wystąpił na nagraniu, a która przypomina tę, którą w czasie powstania nosili jego uczestnicy.
Takie użycie polskiego symbolu spotkało się z krytyką wielu internautów. Zdaniem Ołdakowskiego "w Polsce powstańcy ciągle uważają, że opaska powstańcza jest czymś, co ich wyróżnia". - Oni nie mieli mundurów, właściwie nie zabrali niczego ze sobą po Powstaniu Warszawskim. Czasami mieli legitymację AK-owską, jakieś drobne rzeczy i właśnie opaskę. I oni uważają do dziś, że to jest rzecz, która ich identyfikuje - wyjaśnił.
Symbol sprofanowany?
Pytany o to, czy zgadza się z opinią internautów, że symbol powstania został przez Tysona sprofanowany, Jan Ołdakowski odpowiedział: "tak uważają powstańcy". Przypomniał, że kiedy rozpoczęła się budowa Muzeum Powstania Warszawskiego pojawił się pomysł, aby podczas obchodów 60. rocznicy wybuchu zrywu wszyscy warszawiacy założyli biało-czerwone opaski jako symbol solidarności z powstańcami. - Powstańcy powiedzieli wtedy zdecydowane "nie, nie można, to jest nasza świętość". Opaska jest czymś bardzo odświętnym, jest symbolem wyjątkowego momentu - podkreślił.
Ołdakowski zaznaczył jednak, że być może użycie tak ważnego dla Polaków symbolu nie miało na celu umyślnego obrażenia powstańców. - To była inna strefa kulturowa. Być może nie czuli tego, że przekraczają jakieś tabu, coś wyjątkowego, co tutaj, z perspektywy Polski, zostało przekroczone. - powiedział. Mike Tyson ubrany w opaskę i "udający powstańca" to jego zdaniem "za dużo".
Jan Ołdakowski odniósł się także do krytycznych opinii internautów, z których wynika, że podczas niedzielnego spotkania powstańców z prezydentem Andrzejem Dudą, w trakcie których prezydent wręczył weteranom walk ordery i odznaczenia państwowe, Ołdakowski próbował odsunąć od głosu jednego z przemawiających powstańców.
- To jest moment, kiedy długa, oficjalna uroczystość, gdzie wszystko jest opisane co do minuty, nagle została złamana przez jednego z powstańców. My w powstańcach to bardzo szanujemy, że oni potrafią złamać reguły, ale niestety formuła "otwartego mikrofonu" podczas takich uroczystości jest wykluczona - tłumaczył Ołdakowski. Jego zdaniem weteran "po kilku minutach nie potrafił przejść do puenty". - Podszedłem dać mu znać, że jest taki moment, w którym - ze względu na to, że słucha go kilkuset kolegów - zmęczonych upałem i obawiających się deszczu, należy to, co chce powiedzieć - powiedzieć - wyjaśnił. Zapewnił też, że nie "zabrano mu głosu".
Powstaniec "poza scenariuszem"
Wyjaśniając zaistniałą sytuację dyrektor MPW zaznaczył, że powstaniec wszedł na scenę "zupełnie poza scenariuszem" miał "poczucie misji", że musi coś powiedzieć. - Zabrakło w tym precyzji. Wykonanie było świetnie, ale później być może emocje, nerwy spowodowały, że ta wypowiedź zaczęła się rwać - ocenił.
Ołdakowski odniósł się także do słów przemawiającego powstańca, który zwrócił uwagę, że uczestnikom zrywu powinno się przyznawać tylko najwyższe odznaczenia wojskowe. - Panie prezydencie, jedyne odznaczenie dla warszawiaków to jest Virtuti Militari - mówił powstaniec.
Jak wyjaśnił Jan Ołdakowski, przemawiający "chciał powiedzieć, że powstańcy powinni dostawać tylko Virtutti Militari jako żołnierze". - Wielu powstańców dostaje też odznaczenia za działalność społeczną, bo coś, co było wyjątkowe, i co wczoraj również wybrzmiało, to to, że sami powstańcy walczą dalej. Walczą o pamięć, żeby ich naśladowcy byli osobami aktywnymi - wyjaśnił dyrektor MPW.
PAP/dad