Około 75 tys. kilometrów  kwadratowych ma należąca do Polski działka na Pacyfiku. Co prawda od  prawie 30 lat naukowcy nie znaleźli metody, jak wydobyć skryte tam surowce,  ale gdy już im się uda - Polska może zgarnąć nawet 130 mld dolarów. A  jak przekonują eksperci, przełom jest coraz bliżej. Do 2022 roku Polacy  szykują jeszcze dwie ekspedycje w głąb oceanu. Ale przełom może nastąpić  jeszcze szybciej, bo już w przyszłym roku.
O działce, która jest częścią międzynarodowej strefy Clarion-Clipperton, przypomina "Wprost". Przypomina, bo sprawa nie jest nowa. Nasz kraj jest właścicielem  działki od 1987 roku. Prac eksploracyjnych nie prowadzimy jednak sami,  ale w organizacji, która nazywa się Interoceanmetal.
Pozostali członkowie?  Rosja, Kuba, Czechy, Słowacja i Bułgaria. Dobór nieprzypadkowy -  wszystko to kraje dawnego bloku wschodniego, które otrzymały oceaniczne  tereny w spadku po Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. I zarządzają  nimi do dziś.
Przy czym kluczową funkcję  pełni właśnie Polska - siedziba Interoceanmetal jest w Szczecinie, a jej  szefem jest również Polak - dr Tomasz Abramowski. Wyjątkowo więc  bliskie kontakty ze Związkiem Radzieckim w PRL i członkostwo w RWPG mogą  się naszemu krajowi opłacić.
Miliardy do wzięcia. Będą dwie ekspedycje
Według różnych szacunków,  działka o powierzchni 1/4 naszego kraju, a właściwie to, co znajduje się  na jej dnie, może być warte od 40 do nawet 130 mld dol. Znajduje się na  Pacyfiku, ok. 1000 mil od na zachód od wybrzeży Meksyku.
Surowców wciąż jednak nie  można wydobywać. Tu potrzebna jest zgoda Międzynarodowej Organizacji Dna  Morskiego (ang. ISA), która wciąż nie ma jeszcze ustalonych jasnych  regulacji prawnych i procedur dotyczących wydobycia z dna morskiego.
Eksperci szacują, że takie  mogą pojawić się już w przyszłym roku. - Chodzi o to, żeby nowe surowce  nie weszły zbyt gwałtownie na rynek, bo diametralnie mogłyby zmienić  warunki handlowe i ceny poszczególnych metali - tłumaczy w rozmowie z  "Wprost" prof. Ryszard Kotliński z Zakładu Geologii Morza Uniwersytetu  Szczecińskiego.
Z kolei szef  Interoceanmetal dr Tomasz Abramowski przyznaje tygodnikowi, że  organizacja stara się o przedłużenie kontraktu na badania dna w tym  rejonie na pięć lat. W tym czasie planuje dwie ekspedycje w głąb oceanu.  - Nadal czekamy na przepisy ISA, która jasno określi, na jakich  zasadach państwa mogą rozpocząć eksploatację. Bez nich nic nie zdziałamy  - dodaje Abramowski.
Kiedy zabraknie surowców na ziemi?
Podwodne górnictwo na  komercyjną skalę z pewnością przyspieszy, gdy surowce na ziemi zaczną  się kończyć. Problem w tym, że nawet geologowie nie są w stanie  określić, kiedy to się stanie.
- Na takie pytanie nikt nie odpowie precyzyjnie - twierdził niedawno w rozmowie z WP money prof. Krzysztof Szamałek z Państwowego Instytutu Geologicznego,  specjalizujący się właśnie w tej dziedzinie. - Z "wystarczalnością"  surowców jest tak samo, jak w tym powiedzeniu o horyzoncie: im bardziej  się do niego zbliżasz, tym odleglejszy się on wydaje.
Ile może kosztować  eksploracja danego złoża?  - Są różne szacunki dotyczące kosztów, bo to  zależy od rodzaju surowców.  Generalnie jednak na etapie badań,  eksploatacji czy poszukiwania możemy  mówić o przebitce rzędu  przynajmniej 50-60 procent. A czasem i więcej,  bo mówimy przecież o  złożach zlokalizowanych na bardzo dużej głębokości,  sięgającej nawet 5  tysięcy metrów - tłumaczy prof. Szamałek.
Prof. Szamałek przypomina,  że w połowie ubiegłego stulecia przeprowadzono badania, które oparto na  tzw. "zużywalności statycznej". Wszystkie udokumentowane złoża  podzielono przez średnie roczne wydobycie i okazało się, że na przykład  ropa naftowa i gaz ziemny powinny się skończyć za około 50-60 lat.
To oznacza, że dziś  surowców powinno już nie być. - Ale gdy do podobnych statystyk sięgniemy  teraz, to okaże się, że jednak mamy jeszcze zasobów na kolejne 60-80  lat - twierdził przedstawiciel Państwowego Instytutu Geologicznego.
Skąd taka pomyłka? Nie  uwzględniono chociażby nowoodkrytych złóż, czy rozwoju technologii. -  Kiedyś eksploatowaliśmy na przykład rudy, w których zawartość surowca  wynosiła przynajmniej 2 proc. Dziś jesteśmy w stanie to zrobić już przy  poziomie 0,5 proc. A złóż o mniejszej zawartości jest znacznie więcej  niż tych bogatszych - podkreśla prof. Szamałek.
Do tego dochodzą  przypadki, w których wydobycie okazywało się kilkadziesiąt lat temu  ekonomicznie nieopłacalne, a dziś technologia jest na tyle zaawansowana,  że można do nich wrócić i zagospodarować.
A wydobycie surowca z dna  oceanu wciąż jest droższe niż to "konwencjonalne". - Są różne szacunki  dotyczące kosztów, bo to zależy od rodzaju surowców.  Generalnie jednak  na etapie badań, eksploatacji czy poszukiwania możemy  mówić o przebitce  rzędu przynajmniej 50-60 procent. A czasem i więcej,  bo mówimy  przecież o złożach zlokalizowanych na bardzo dużej głębokości,   sięgającej nawet 5 tysięcy metrów - twierdzi prof. Szamałek.
Ekspert podkreśla, że  "cały czas wiemy za mało na temat tego, co znajduje się pod ziemią, bo   nadal nie uwzględniamy skali światowego oceanu, który pokrywa przecież   3/4 kuli ziemskiej". - Wszystkie dotychczasowe badania, mimo że coraz   bardziej intensywne i lepiej finansowane, wciąż nie dają nam pełni   wiedzy na temat tego, co możemy w przyszłości zagospodarować lub gdzie   mogą występować złoża - tłumaczy prof. Szamałek.
I  podaje przykład gigantycznego wulkanu, który odkryto pod wodą dopiero 3  lata temu. Jego podstawa miała wymiary 600 na 300 kilometrów, a i tak  przez dziesiątki lat nikt się na niego nie natknął. - To tylko świadczy o  tym, o jak wielu interesujących rzeczach nie mamy jeszcze pojęcia -  zaznacza ekspert w rozmowie z WP money.
Polska chce wykorzystać koniunkturę. Nie tylko na Pacyfiku
Gdy dojdzie do wydobycia w  strefie Clarion-Clipperton, a więc i na polskiej działce, zaczną się  targi dotyczące tego, kto ile zarobi. A zyski będą dzielone pośród  wszystkich członków Interoceanmetalu. W jaki sposób? To ma być ustalone  później.
Polska jednak od lat  wyczuwa koniunkturę. Choćby dlatego kształci w tym kierunku studentów.  Jak przypomina "Wprost", w 2011 r. na Akademii Morskiej w Szczecinie  otwarto kierunek "górnictwo morskie". Nawiązano też przy tym współpracę z  krakowską AGH.
Wielki plan zakończył się  jednak fiaskiem. Skończyło się na tym, że studenci nawigacji otrzymali  możliwość wyboru specjalizacji "górnictwo morskie". W tym roku Akademia  Morska wypuściła pierwszych takich absolwentów. Wykształcenie w tym  kierunku zdobyło 22 studentów.
Być może to właśnie oni  wezmą się za wydobycie m. in. na Pacyfiku. Ale nie tylko, bo bogate  złoża odkryto również bliżej, w strefie przybrzeżnej Polski. Tutaj  łatwiej o uzyskanie zgód i pozwoleń, bo kraj nadmorski ma szeroką  autonomię do 12 mil morskich od brzegu. A wiele do powiedzenia ma nawet w  obrębie 200 mil, czyli tzw. "wewnętrznej strefie ekonomicznej".
- Udało się udokumentować,  że na tym obszarze są bardzo duże złoża konkrecji polimetalicznych, z  których można wyodrębnić m. in. żelazo czy nikiel - mówi WP money prof.  Szamałek. - Teraz będzie można rozpocząć przygotowanie do wydobycia na  poziomie około 3 milionów ton konkrecji rocznie. To bardzo znacząca  wielkość, która może być źródłem ogromnych przychodów.
Ekspert zaznacza, że jest  jeden warunek. - Koszt wydobycia i przeróbki będzie na tyle niski, a  cena na tyle wysoka, że będzie to ekonomicznie opłacalne - twierdzi.
Kiedy to nastapi? - Moim zdaniem, w przypadku siarczków  polimetalicznych, z których da się  wyodrębnić na przykład miedź, może  to już być perspektywa 5-10 lat, a  jeśli chodzi o konkrecje  polimetaliczne czy naskorupienia kobaltonośne -  10-20 lat - puentuje  ekspert Państwowego Instytutu Geologicznego.
Źródło: money.pl/ho