Jakie korzyści Polsce oraz naszym przedsiębiorcom może przynieść globalna gospodarka oparta na danych i wiedzy? Odpowiedzi i recept poszukiwali uczestnicy paneli dyskusyjnych podczas VII Kongresu Polska Wielki Projekt.
Wizja polskiej gospodarki opartej na danych i wiedzy jest to wizja, w której czynnie uczestniczymy i bierzemy udział. Można tu użyć takiego porównania, że obrót i zarządzanie danymi – to taka ropa naftowa XXI wieku. Bo żeby zarabiać na danych, trzeba je odkryć, zanalizować, obrobić, sprzedać. I to jest właśnie ta rewolucja, czyli zdolność, jeśli chodzi o przetwarzanie danych na masową skalę, to jest coś, co się zadziało 10 lat temu – wyjaśnia gość Polskiego Radia Marcin Chludziński, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu.
Magazynowanie i przetwarzanie danych
I polskie firmy informatyczne, polscy informatycy, programiści biorą aktywny w tym udział, sprzedają produkty, zarówno jeśli chodzi o produkty związane z magazynowaniem danych, jak i też oprogramowanie do ich analizy.
– I tutaj może to być oczywiście pojęcie abstrakcyjne, bo dla przeciętnego obywatela niewiele znaczy pojęcie magazynowania i przetwarzania danych. A to oznacza, że np. ktoś w sklepie zostawia informacje, co kupuje, albo swój kod pocztowy i potem sieci handlowe lub inne firmy sprzedające inne produkty są w stanie wyciągnąć z tego wnioski, czego taki klient potrzebuje i skierować do niego właściwą ofertę. I to jest usługa, na której się zarabia – tłumaczy prezes ARP.
Sektor publiczny ciągle niewykorzystany
Big Data dotyczy także administracji publicznej. To magazynowanie danych o podatnikach, obywatelach, czy też w ostatnim czasie wykorzystanie informatyki przetwarzania danych do wychwytywania tzw. przestępstw podatkowych, także w kontekście VAT. Bo Big Data to właśnie magazynowanie, przetwarzanie, i co najważniejsze stosowanie w praktyce wniosków wynikających z tej analizy danych.
– To, że wicepremierowi, ministrowi finansów i rozwoju Mateuszowi Morawieckiego udało się znacznie ograniczyć wypływy VAT i spowodować większe wpływy do budżetu, to między innymi dzięki zaprzęgnięciu informatyki, analizy danych dla usług państwa – wyjaśnia gość Jedynki.
Jak sam podkreślił na Kongresie wicepremier Mateusz Morawiecki, cieszy się, iż PKB rośnie szybciej, niż się spodziewało wielu ekspertów, ale nie to jest głównym celem.
– Bo Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju ma wzmocnić jakość procesów gospodarczych, wydobyć kreatywność i uszczelnić system – podkreślił wicepremier Morawiecki.
Kreatywność, czyli właśnie to, czego potrzebuje innowacyjna gospodarka.
Pula wynosi 200 mld dolarów
Potencjał gospodarki opartej na danych jest olbrzymi, co widać także po szacunkach, jakie dotyczą branży. Mówi się, że do 2020 wartość Big Data wyniesie ponad 200 mld dolarów. Czy polskim przedsiębiorcom uda się zmonetyzować te dane, do których mają dostęp już dziś? I te, do których będą mieli dostęp za jakiś czas, takich jak te dane publiczne? Tych danych jest dzisiaj bardzo dużo i chyba się marnują.
– Oprócz tych wymienionych już danych, jest jeszcze jedna ważna informacja: 500 mld urządzeń podłączonych do sieci. Każde z tych urządzeń – smartfon, lodówka, komputer, linia produkcyjna - wysyła dane i te dane są także przedmiotem analizy. A polscy przedsiębiorcy nie tylko aktywnie biorą w tym udział, ale zarabiają na tym. Są firmy, które dostarczają np. rozwiązania dla firm amerykańskich z zakresu bezpieczeństwa, z zakresu analizy danych w kontekście przemysłu militarnego. Bierzemy czynnie udział w tym wyścigu, to się dzieje i chodzi raczej o większą skalę tego uczestnictwa – ocenia Marcin Chludziński.
Konieczne wspieranie firm
Można zwiększyć naszą obecność w tym światowym wyścigu między innymi dzięki takim narzędziom jak dokapitalizowanie, wsparcie przez narzędzia finansowe Polskiego Funduszu Rozwoju, jeśli chodzi o ekspansję zagraniczną, wplecenie większej liczby polskich produktów w łańcuch dostaw. Bo choćby w automatyce przemysłowej polskie firmy robią doskonałe elementy linii produkcyjnych. I jeśli skorzystają z narzędzi finansowych, skorzystają ze wsparcia, ale też z szans na rynku, a polskie firmy są cenione za kilka rzeczy: za kreatywność, otwartość, nieschematyczność, pomysłowość, to odniosą sukces.
– Wiele polskich firm, korzystających ze wsparcia ARP, dlatego m.in. świadczy usługi na świecie, bo wiele innych podmiotów nie jest w stanie sobie dać rady z problemami, które są wygenerowane, ponieważ podchodzą do tego zbyt schematycznie. Polacy są znani z innowacyjności, otwartej głowy i braku schematyzmu – wylicza gość radiowej Jedynki.
Źródła finansowania: zagraniczne i lokalne
Natomiast jak podkreśla gość Polskiego Radia 24 Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, do lepszego finansowania przedsiębiorstw są także niezbędne długofalowe oszczędności obywateli.
Czyli trzeba stwarzać możliwości do długoterminowego oszczędzania, co dostarczy w konsekwencji finansowych impulsów dla firm, w tym dla tych obarczonych największym ryzykiem, jeśli chodzi o inwestycje, czyli start-upów, firm ukierunkowanych na innowacje. Ich sukces z kolei zapewni rozwój gospodarczy, który pozwoli m.in. na podwyżki wynagrodzeń, na związanie pracowników z firmami i na kolejne inwestycje. A inwestycje to właśnie rozwój.
– Ale oczywiście powinniśmy korzystać z różnych źródeł finansowania gospodarki. Bo struktura, w której obecnie 60 proc. polskich obligacji skarbowych jest w rękach inwestorów zagranicznych, i tzw. pozycja inwestycyjna, o czym mówił wicepremier Morawiecki, jest bardzo negatywna. Mamy bardzo mało naszych aktywów zagranicznych, sporo długu zagranicznego i dużo płacimy z tego tytułu odsetek zagranicznych, a to nie jest dobre – ocenia Paweł Borys.
Bo każda wysoko rozwinięta gospodarka na świecie ma też silny lokalny kapitał, nie tylko sektor bankowy, który udziela kredytów, ale też rynek kapitałowy.
– Czyli giełdę, rynek finansowania wysokiego ryzyka i segment oszczędności emerytalnych, i to zapewnia lokalne źródła finansowania sektora przedsiębiorstw, zapewnia długoterminową bazę inwestorów lokalnych, z perspektywy rynku obligacji skarbowych, korporacyjnych czy poszukiwania kapitału w postaci emisji akcji – wyjaśnia gość Polskiego Radia 24.
Do innowacji potrzebne są i finanse, i ludzie
Ponieważ, aby zbudować innowacyjną gospodarkę opartą na danych, potrzebujemy kilku elementów. Pierwszym jest na pewno finansowanie, ale trzeba do tego dołożyć tzw. kapitał ludzki, poza tym bazę naukową, która będzie rozwijała innowacje i musimy też mieć infrastrukturę techniczną, by rozwijać gospodarkę opartą na wiedzy. W niektórych dziedzinach mamy jeszcze braki.
– Jeśli chodzi o kapitał i dostępność kapitału dla rozwoju firm, to jest go sporo i jest dostępny na polskim rynku. Poprzez np. takie fundusze jak venture capital, finansowane w ramach Polskiego Funduszu Rozwoju, są też instrumenty ARP, są instrumenty zwrotne – podkreśla Marcin Chludziński.
Jest np. program finansowania dla przemysłu kosmicznego. Polskie firmy dostarczają elementy do ekspansji kosmicznej – do rakiet, do satelitów, do automatyki, ponadto kamery termowizyjne, elementy robotów, czujniki, elementy sterowania.
– I te firmy sprzedają to, robią to skutecznie i dla nich mamy właśnie różne produkty finansowe, choć jest to akurat dość niszowy wątek. Czyli kapitał jest – ocenia prezes Agencji Rozwoju Przemysłu.
Dodaje, że mamy też doskonały potencjał ludzki, czyli doskonale przygotowanych inżynierów z otwartymi głowami, którzy są cenieni w całym świecie.
– Dlatego tutaj nie jest kłopotem, że oni potem nie pracują innowacyjnie, nie mają otwartych projektów badawczych, bo nawet poza uczelniami są w stanie to zrobić. Szczególnie w kontekstach związanych z informatyką Big Data uczelnie nie są kluczowe dla samych prac badawczych, bo często to się odbywa już poza nimi, w firmach, w prywatnych instytutach badawczych – tłumaczy Marcin Chludziński.
Podstawa to przepisy
Aby przyspieszyć ten proces budowania gospodarki opartej na wiedzy, muszą zostać wprowadzone zmiany w sferze legislacyjnej, prawnej. I muszą one być aktualizowane na bieżąco, tak jak dynamicznie rozwija się ta dziedzina.
– Sporo rzeczy już się dzieje. W kontekście innowacyjności wprowadzono np. konkretne instrumenty związane z ulgami inwestycyjnymi, podatkowymi w przypadku działań i nakładów na innowacje. Mamy też nowy tryb w zamówieniach publicznych, który pozwala w trybie działania badawczo-rozwojowego, w oparciu o zdefiniowaną potrzebę, wypracować prototyp, a potem w sytuacji zbadanego i zagwarantowanego popytu, w takim trybie można zbudować duże konsorcjum zakupowe dla innowacyjnych produktów. I tak się już pracuje nad tematami transportowymi, i to jest bardzo duży przełom. Ponieważ to powoduje, że wprzęga się polski przemysł w zdefiniowane potrzeby publiczne. Bo trzeba pamiętać, że sektor publiczny i państwo polskie jest cały czas bardzo dużym zamawiającym. Sektor zamówień publicznych to są setki miliardów złotych rocznie – komentuje gość radiowej Jedynki.
Ale ten sektor publiczny nie powinien się bać, inwestując często w ryzykowne projekty.
– To jest warunek podstawowy. Oczywiście, to ryzyko trzeba ograniczać, bo to są pieniądze publiczne, ale musi być stworzona przestrzeń do inwestowania i ona jest tworzona. Takim narzędziem są właśnie fundusze inwestujące w firmy start-upowe wysokiego ryzyka, fundusze venture capital, finansowane ze środków publicznych – zaznacza prezes Chludziński.
Roboty zamiast pracowników?
Gospodarka oparta na wiedzy to duża szansa, ale i zagrożenia. Bo być może pewnego dnia zastąpią nas roboty i będziemy mieć do czynienia z rzeszą ludzi bezrobotnych.
– Roboty zastąpią nas tam, gdzie będziemy tego chcieli. To nie jest proces przebiegający bez kontroli człowieka. I to człowiek zdecyduje, gdzie mają nas zastąpić. Bo nie mamy autonomicznych, wolnych robotów, które mają uczucia, pełen kontekst podejmowania decyzji, a tego można by się obawiać. Obecnie roboty wchodzą w te miejsca, gdzie mamy deficyty kompetencji, wydajności i tam się odnajdują – jeśli chodzi o produkcję, automatyzację. Mogą odnaleźć się też, jeśli chodzi o inne miejsca, jednak zawsze to człowiek o tym zdecyduje. I oczywiście są różne apokaliptyczne wizje, ale to w każdej rewolucji takie wizje były. Także przy maszynach parowych czy samochodach – zauważa prezes ARP Marcin Chludziński.
Błażej Prośniewski, Aleksandra Tycner, Małgorzata Byrska/ho