W karambolu, do którego doszło w nocy z 2 na 3 maja, uczestniczyło 11 pojazdów, zginęły trzy osoby, w tym 2-letnie dziecko
Bartosz Arłukowicz powiedział dziennikarzom, że w związku z działaniami służb ratownictwa medycznego podczas tego wypadku pojawiły się pewne wątpliwości. Minister tłumaczył, że po zapoznaniu się z wynikami kontroli, podejmie stosowne decyzje. Zaznaczył jednak, że na obecnym etapie nie chce niczego przesądzać.
Dziennik Łódzki informuje, że mimo iż pierwsze zgłoszenie o wypadku wpłynęło do łódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego o godz. 23.27, pierwsza karetka pojawiła się na miejscu dopiero pół godziny później. Cała akcja ratunkowa z punktu widzenia medycznego zakończyła się dopiero o godz. 5.30 rano.
Według gazety, na drodze panował chaos komunikacyjny, na miejsce wysyłane były karetki z różnych miast. Jedna, jadąca z Żyrardowa, została zawrócona. Później pojawia się informacja, że potrzebne są kolejne ambulanse. Część poszkodowanych czekała na pomoc blisko 50 minut albo i dłużej.
Dziennik łódzki informuje, że gdy pierwsza karetka odjeżdżała do Łodzi, na miejscu pozostawały jeszcze osoby uwięzione w pojazdach. Osoby, które nie ucierpiały poważnie w wypadku chodziły po trasie, bo nie miały gdzie się podziać. Dopiero około 2.00 w nocy zostali ulokowani w rozstawionym przez straż pożarną namiocie.
Rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji ratownictwa Medycznego w Łodzi zapewnia, że działano zgodnie z procedurami, a problemy z koordynacją działań wynikały głównie z błędnych informacji zwrotnych, jakie otrzymywał łódzki dyspozytor.
Kierowca tira, uczestniczący w kolizji na S8, usłyszał wczoraj zarzut spowodowania wypadku, w którym ranna została jedna z pasażerek. Rozpędzona ciężarówka wpadła na stojący sznur samochodów. Kobieta z ostatniego z nich doznała wielu złamań. Nie wykazano, że tir doprowadził do innych skutków, w tym przyczynił się do śmierci trójki osób.
IAR/KG